Linia kolejowa przebiegająca przez Klonowo, była pod koniec II wojny, intensywnie wykorzystywana przez Niemców do transportów wojskowych. Dlatego na jesieni 1943 roku, w rejonie Klonowa zostali zrzuceni na spadochronach wywiadowcy Armii Czerwonej. Utworzyli siatkę wywiadowczą składającą się z miejscowych Polaków.
Jeden z uczestników tych wydarzeń opisał to potem w książce pt. Żywe Srebro, wydanej w 1963 roku.
![]() |
Henryk Kawka, Lucjan Wolanowski - "Żywe Srebro" - MON - 1963 r. wyd. drugie |
Grupa wywiadowcza została rozbita w grudniu 1944 roku, a za pomoc partyzantom zostało rozstrzelanych dziesięcioro zakładników - pięć kobiet i pięciu mężczyzn.
Stało się to 18 grudnia 1944 roku. Niespełna na miesiąc przed wyzwoleniem - Armia Radziecka wkroczyła bowiem na te tereny 19 stycznia 1945 roku.
Zbrodni dokonali Niemcy ze specjalnie powołanej grupy Wermachtu do zwalczania partyzantki - Jagdkommando.
Zakładnicy zostali zabrani przypadkowo i po przewiezieniu do Lidzbarka, zastrzeleni w lesie w pobliżu torów. Osobno kobiety i osobno mężczyźni...
Takie gender, psiakrew...
Smutna historia. Długo trzeba było czekać na upamiętnienie tej zbrodni - do 43. rocznicy wybuchu II wojny światowej, a prawie 38 lat po tym mordzie niewinnych ludzi wykonano pamiątkowe tablice. Partyzanci, czy jak ich nazywano w tej książce, agenci, kryli się w kompleksach leśnych tych okolic. Bywali też u moich rodziców, którzy mieszkali w tzw. "sekretarzówce", czyli domu przeznaczonego potem dla sekretarza Nadleśnictwa Lidzbark. Ojciec pracował w czasie wojny w nadleśnictwie Obecnie mieści się tam Leśnictwo Sarnia Góra (chyba, że coś się zmieniło?). Tam się urodziłem. Mam napisane w dow. osobistym - miejsce urodzenia - Nadleśnictwo Lidzbark. Niektórzy się dziwią. Otóż w tej sekretarzówce bywali u rodziców pod osłoną nocy partyzanci. Ojciec o tym nigdy nie mówił, bo po wojnie tępiono AK-owców i tych co pomagali im. Ale mama kiedyś mi o tym powiedziała. Mówiła, że od strony lasu, prawie do piętra, było ułożona pryzma drewna. W razie zbliżających się Niemców można było uciec tędy do lasu. To były z pewnością dla Rodziców dni grozy. Pomagali partyzantom, a jednak wiedzieli, że w razie wpadki groziło im rozstrzelanie. Jak to dobrze, że żyjemy w wyjątkowych czasach - od 71 lat nie ma u nas wojny. Szkoda, że nie wszyscy ten cenny pokój doceniają... Roman Koenig
OdpowiedzUsuń..często w czasie swoich wędrówek zachodziłem do Brzezin, gdzie urodziła się moja Matka. Odwiedzałem tam państwa Okońskich i panią Moszczyńską. Pani Okońska była córką Smolińskich, a pani Moszczyńska synową pomordowanych...
Usuń"Babcia" Okońska opowiadała mi o tamtych wydarzeniach... Zagrody Smolińskich i Moszczyńskich znajdowały się bowiem w odległości około 500 metrów od ziemianki partyzantów w źródlisku na tzw. Kotle i z tego powodu partyzanci byli częstymi nocnymi gośćmi w tych domach... Pani Okońska mówiła, że byli u nich w tą tragiczną noc, na kilka godzin przed wpadką, która się dokonała na Buczkowie.
Pani Smolińska nigdy nie była na miejscu kaźni Jej Rodziców. Umawialiśmy się, że Ją tam zawiozę, ale tak się nie stało. Jakoś zawsze miała coś pilniejszego do zrobienia, a może, bała się konfrontacji z ze wspomnieniami, które w Tym Miejscu by Ją dopadły...?