Pozostałości po młynie.... |
Na podstawie zgromadzonych informacji ustaliłem prawdopodobną historię tego miejsca:
- W listopadzie 1668 roku, "Sławetny" Wojciech Nosek obejmuje Młyn Dembowy pod Leźnem, ale nie wiadomo czy młyn na Nosku nadal funkcjonuje...
- Ale chyba podupadł, bo "mistrz papierniczy" niejaki Gottfrid Stumm, otrzymał w 1788 roku zgodę na uruchomienie w tym miejscu tzw. młyna papierniczego, czyli papierni produkującej papier ze szmat pozyskiwanych w drodze zbiórki "w kraju i za granicą".
- Papiernia widnieje na mapie z 1796 roku; obok zaznaczony jest ok. jednohektarowy staw, powstały ze spiętrzenia wody na Strudze.
- 1850 r. - Papiernia prawdopodobnie zaprzestała działalności.
- W Słowniku Geograficznym (1868) zapisano, że Nosek jest osadą młyńską, a więc znowu uruchomiono tam młyn.
- Młyn na pewno prosperował bardzo dobrze, bo na zdjęciu z 1905 r. widać okazały dworek młynarza, który był zamieszkiwany, po zaprzestaniu działalności młyna, przez kilka rodzin jeszcze w latach siedemdziesiątych minionego wieku.
- W Księdze Adresowej Polski z 1929 roku, jako właściciel młyna figuruje Bronisław Brzóskiewicz. Na marginesie podam, że Pan Brzóskiewicz był w latach trzydziestych, również wójtem gminy Lidzbark-Wieś i z tego tytułu mój Ojciec Zygmunt Lewandowski, fatygował się do Niego często, jako goniec zatrudniony w tym urzędzie, w celu podstemplowania dokumentów pieczęcią gminną, którą Wójt Brzóskiewicz nosił za cholewą ;-)
Młyn zaprzestał działalności w latach sześćdziesiątych XX wieku.
Kawał historii i to wszystko masz udokumentowane! Brawo! I tylko tyle zostało z tego młyna? Szkoda! Ale historia ciekawa zwłaszcza, że zaistniał w niej również Twój Tata
OdpowiedzUsuńPamiętam młyn. Moi rodzice byli zaprzyjaźnienie z właścicielami młyna na Nosku (tak mówiliśmy – jedziemy na Nosek, a nie do Noska). Pamiętam te gościny u pp. Brzóskiewiczów w pięknym domu przypominającym dworek. W mojej dziecięcej pamięci utkwiła też wizyta w młynie, gdy przyjechałem furmanką (oczywiście nie ja powoziłem) w celu zmielenia zboża na mąkę. Czekało się, ale dla mnie to było niezapomniane przeżycie. Huk spadającej na młyńskie koło wody, szum maszyn, które uruchomiały żarna i sypiąca się do zawieszonych worków mąka – tego się nie zapomina nawet po 65 latach. Pamiętam też pożar młyna, bo słup dymu widać było w Klonowie, mimo, że młyn był w dole. Jechały straże pożarne, jakże inne niż obecnie. Dziękuję Ci Roman za te wspomnienia. I za dokładność w wyszukiwaniu tej historii, za tę pasję. Trzeba się zastanowić nad wydaniem tej historii, bo to ucieka. Z komentarzami, takimi jak wydarzenia ,w których uczestniczył Twój Ojciec. Informacja o pieczęci noszonej za cholewą jest rewelacyjna i medialna. Może zachowało się gdzieś zdjęcie Bronisława Brzóskiewicza? Szperaj, pytaj… Warto byłoby takie rzeczy publikować, może na początek w lokalnej prasie. Pozdrawiam. Roman Koenig
OdpowiedzUsuń..po przeczytaniu tego komentarza, pomyślałem sobie Imienniku, że można się wyprowadzić z Klonowa, ale nie można z Klonowa wyrosnąć...Jest tyle uczucia w Twoich wspomieniach... A może coś jest w tym naszym Klonowie? Jakiś genius loci...? Cha-cha, tak jest!! Genius loci Klonowiensis! :))
OdpowiedzUsuń